Strona:PL Sue - Artur.djvu/981

Ta strona została przepisana.

Po preludiach nastąpiło milczenie, i niezadługo głos zaczął śpiewać dumkę, o Wierzbie z Otella Rossiniego.
Głos ten, donośny i dźwięczny, wykrywał najwyborniejszą metodę. Wyraz jego pełen wdzięku i tęsknoty.
Podziwienie moje było niezmierne; śpiew ucichł, a jednak słuchałem jeszcze, gdym ujrzał ukazującą się w progu małych drzwiczek łękowatych kobiétę blisko pięćdziesięcio letnią, ubraną w suknię czarną i bawecik jak śnieg biały.
Skoro mnie postrzegła, spojrzała na mnie z miną zarazem niespokojną i badającą.
Była wzrostu średniego, krępa, brunetka i ogorzała; twarz jéj miała wyraz szczerości i wielkiéj łagodności.
Cóż może być na pańskie usługi? — spytała z lekkim ukłonem, którego osądziła że wart mój biedny stary konina, i mój ubiór gentlman-farmera. jak mówią Anglicy.
— Pani, deszcz zaczyna padać; pozwolisz mi tu Pani schronić się na chwilkę, i powiedziéć czy jeszcze jestem bardzo daleko od wioski Blémur?
To zapytanie było tylko pozorem, dla pozyskania nieco czasu i starania się dostrzedz Desdemony.