Strona:PL Sue - Artur.djvu/988

Ta strona została przepisana.

knych; i wsiadłszy na mego dobrego starego Blaka, udałem się do folwarku łąkowego.
Dzięki moim częstym odwiedzinom, niezadługo nastąpiła najzupełniejsza ufność pomiędzy Maryą, jéj ciotką i mną.
Ponieważ niewidywałem nigdy pana Belmont którego sądziłem być w podróży, wstrzymałem się też od czynienia jakichkolwiek zapytań względem niego. Odrysowałem folwark pod wszelkiemi punktami, widoku, i dwa lub trzy z tych rysunków ofiarowałem pani Kerouët, która wielce niemi została uradowana. Czesto Marya malowała wraz ze mną; posiadała bardzo znakomity talent.
Przeciwnie zwyczajowi młodych panienek, Marya skorzystała jak najlepiéj z wybornego wychowania jakie dają zwykle w podobnych naukowych zakładach jak w Saint-Denis. Chciwa uczenia się, niepominęła żadnéj nauki, żadnéj ze sztuk pięknych lub robót pożytecznych, których uczono w tym instytucie: szczęśliwa też ta natura, tym sposobem wykształcona cudownie się rozwinęła.
Do oświaty gruntownéj, obszernéj i urozmaiconéj, łączyła najszczęśliwsze usposobienie do sztuk pięknych. Lecz Marya zdawała się niewiédziéć ile powabu było w rządkiém połączeniu tych darów tak rozmaitych; niepyszniła się z nich bynajmniéj lecz doświadczała prosto-