Strona:PL Sue - Artur.djvu/990

Ta strona została przepisana.

Chociaż była zamężna, rozlany był w całéj jéj osobie urok tajemniczy i dziewiczy, który tak wielki na mnie wpływ wywierał, iż dziwnie obok niéj byłem nieśmiały.
Pani Kerouët, ciotka Maryi, była kobiétą rzadkiego rozsądku, i jak najlepsze posiadała serce.
Pobożność jéj, zarazem łagodna i żarliwa użyczała jéj natchnień do czynów jak najmiłosierniejszych; nigdy ubogi niewyszedł z folwarku chociażby tylko bez małego datku i kilku słów zachęcających, daleko może jeszcze szacowniejszych od jałmużny. Zwolna, odkrywałem w téj nieocenionéj kobiécie skarby czułości i cnoty praktycznéj. Jéj rozmowa zajmowała mnie zawsze, gdyż nauczała mnie tysiąc ciekawych rzeczy ściągających się do rolnictwa. Niekiedy prosty jéj rozum wznosił się bardzo wysoko przez sam wpływ głębokiéj wiary; i przyznam się że napróżno chciałem wykryć tajemnicę religii, rzucającéj niekiedy tak żywe światłości na pojęcie naiwne i proste.
Starannie uczęszczałem do folwarku od dwóch miesięcy, gdy pewnego dnia pani Kerouët rzekła do mnie: — Musisz się pan dziwić, nieprawdaż, widząc Maryę prawie wdową?... Ponieważ pan jesteś naszym przyjacielem, opowiem panu tę smutną historyę. Wystaw pan sobie, że mąż mój i ja, trzymaliśmy dzierżawą folwark