w Thouars, blisko Nantes. Folwark ten należał do pana Duvallon, bardzo bogatego człowieka; który uzbrajał swoim kosztem okręta, i który zaczął dorabiać się majątku, czyniąc wycieczki jako korsarz, podczas wojny z Anglikami. Chociaż prostak, pan Duvallon był jednak dobry; kochał bardzo mojego męża. Pewnego dnia Kerouët wspomniał mu o naszéj siostrzenicy, która niezadługo miała wyjść z Saint-Denis. Z piękném swojém wychowaniem nie mogła zostać żoną wieśniaka, a niebyliśmy dość bogaci aby ją wydać za jakiego pana. Widząc nasz kłopot, pan Duvallon rzekł do Kerouëta: — Jeśli twoja siostrzenica jest rozsądna, biorę na siebie wydać ją za mąż. — A za kogóż? spytał mój mąż. — Za mego starego kamrata, kapitana okrętowego, który chce handel porzucić, i żyć sobie spokojnie jak mieszczanin. Właśnie co tutaj przybył. Jest bogaty. Nie jest on modniś, lecz czysty jak złoto, giętki jak trzcina, jestem pewny pani, że uszczęśliwi, twoją siostrzenicę. Było to w Październiku, roku przeszłego. Marya, skończywszy lat ośmnaście niemogła dłużéj pozostać w Saint-Denis. Sprowadzamy ją więc do folwarku, i umawiamy się którego dnia pan Duvalon ma nam przyprowadzić pana Belmont, swego przyjaciela, który, ma się rozumieć, chciał pierwéj zobaczyć na-
Strona:PL Sue - Artur.djvu/991
Ta strona została przepisana.