Strona:PL Sue - Artur.djvu/998

Ta strona została przepisana.

wała się sama przygotowaniami i szczegółami obiadu, a Marya, która sypiała w pokoju ciotki, czuwała z baczną, i powabną uprzejmością aby niczego nie brakowało w maleńkim pokoiku; który zajmowałem w jednéj z wieżyczek.
Ta gościnność tak uprzejma, tak uprzedzająca, głęboko mnie wzruszała, a to najbardziéj dowodziło mi czystość uczuć tych dwóch kobiét, że nigdy nawet nieprzyszło im na myśl, że częste moje wizyty mogą je skompromitować. Moja obecność była im miła; ożywiałem, rozweselałem ich samotność; a jeślim im dziękował z wylaniem duszy, za dobroć którą mi okazywały, pani Kerouët mówiła mi naiwnie:
— Nie do nas że to należy, do nas biednych kobiét, być wdzięcznym panu za to, że, chociaż artysta (uchodziłem w ich oczach za malarza), przychodzisz dopomódz nam przepędzić długie wieczory zimowe, ujeżdżając prawie codziennie trzy mile aby tu przybyć, i trzy aby powrócić... a jeszcze podczas takiéj niepogody? Posłuchaj panie Arturze, — dodała ta nieoceniona kobiéta, — sama nie wiem jakim to się stało sposobem, lecz teraz pan jesteś niby jako należący do naszéj rodziny, i gdyby się trzeba wyrzec widywać pana, byłybyśmy bar-