Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/101

Ta strona została przepisana.

zgłupiałego kompletnie de Chemerant‘a — alboż jeszcze nie widzisz, że cię jakiś filut w pole wywiódł?... Jakżeś mógł tak dać się nabrać?!!...
— Panowie, ten łotr mnie oszukał bezczelnie! — jęknął niefortunny emisarjusz.
— Teraz się tłumacz, bo pójdziesz w dyby z nim razem!
— Podszedł mnie sromotnie... Wierzajcie mi, panowie, każdy z was w mojem położeniu nie znalazłby się mądrzej...
— Ty kpie!... Powinieneś wisieć z tym łotrem razem!
Wszczął się taki szum i łoskot, że dalszego tłumaczenia się p. de Chemerant‘a nikt nie słyszał, ani słyszeć nie chciał. Biedny emisarjusz gadał coś o Ruttler’ze, oszukanym narówni z nim, lecz nikt ani słowa, z tego nie zrozumiał. Wreszcie, przybity i bliski wprost płaczu wicehrabia wycofał się ku oficerom fregaty, którzy przecież nie mogli dopuścić do rozsiekania, a conajmniej obicia po pysku swego rodaka i królewskiego urzędnika. Wszyscy położyli dłonie na rękojeściach szpad. Wszyscy klęli sprośnie; szlachta szkocka lżyła Francuzów, Francuzi Szkotów, jedni zaś i drudzy sprawcę tego nieładu, stojącego w pośrodku dwóch hałasujących grup, wyprostowanego, bladego, lecz spokojnego.
Nakoniec przez dziki rwetes przebił się stentorowy głos lorda Mortimier:
— Panie de Chemerant, domagamy się, aby pan powiesił tego nędznika własnemi rękoma! Tylko w ten sposób zdołasz nam dowieść, że nie jesteś jego wspólnikiem!
Lecz gaskończyk nie tracił miny.
— Będę bardzo wdzięczny panom, jeżeli mi pozwolicie na jedno małe wyjaśnienie... — zaczął.
— Co takiego?!...
— Ten jeszcze śmie szczekać?!! — ryknęła cała kajuta.
— Do kroćset djabłów! — huknął de Cronstillac. — A któż ma gadać w mej obronie, jeżeli nie ja sam?!
— Panowie!... — wybełkotał de Chemerant. — Lord Montinier ma rację... Powiesić... tego łotra... powiesić!