Powoli całe zgomadzenie uspokoiło się nieco. Wkrótce w kajucie kapitana zasiadło za stołem czterech lordów; kapitan fregaty przewodniczył temu sądowi. Po prawicy zasiadł p. de Chemerant, po lewicy zaś stał ze skrępowanemi rękoma gaskończyk.
P. de Chemerant zaczął gniewnym tonem:
— Oskarżam podsądnego o bezecne podszycie się pod nazwisko i tytuł księcia Jakóba Monmouth... którem to oszustwem pokrzyżował zamiary mego monarchy, mnie zaś skompromitował sromotnie... wobec czego wnoszę, by uznano go za winnego zdrady stanu i skazano na śmierć przez powieszenie.
— Powiesić go! — ryknęli czterej sędziowie.
— Ho, ho, mój panie! — spokojnie zwrócił się de Cronstillac do zaimprowizowanego prokuratora. — Za bardzo się śpieszy... tak się nie robi! Niebardzo, widzę, znasz się na przewodzie sądowym.
Kapitan, przewodniczący sądowi, człowiek rozumny i sprawiedliwy, przytem zgoła nie kierujący się żądzą zemsty nad podsądnym, jak reszta obecnych przemówił, by uspokoić awanturujących się asesorów sądu:
— Dostojni panowie, nie można wyrokować, przed przesłuchaniem podsądnego; zawsze trzeba zbadać; czy nie ma on czego na swą obronę. Nie zapominajmy, żeśmy sędziowie i przed Bogiem zdawać będziemy rachunek ze swych czynności.
Mądre i szlachetne te słowa podziałały na lordów.
— Tak, tak... ten łotr zasługuje na powróz, ale wysłuchać go należy... Niech się broni, jak umie — co sąd, to sąd.
— Oskarżony! — Pańskie nazwisko?
— Polifem de Cronstillac, szlachcic.
— Zajęcie pańskie?
— Chwilowo — podsądny w sądzie, w którem pan, panie kapitalnie, godnie przewodniczysz... Nigdy nie zapomnę panu, żeś się pan sprzeciwił wieszaniu mnie bez przesłuchania.
Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/103
Ta strona została przepisana.