Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/11

Ta strona została przepisana.

usłyszeć me wyznanie... to sprawa ważna... bardzo ważna... dodał, błagalnie i pokornie wznosząc oczy ku niebu.
— Co takiego — jestem tu panem, czy nie jestem?...Strzeż się, hultaju, bo mam sposoby pociągnięcia cię za język... wiedz, że mogę kazać cię przywiązać do masztu z kulami armatniemi u nóg... będziesz sobie dyndał, póki nie wyśpiewasz wszystkiego!...
— Kapitanie! — odparł kawaler z niewzruszonym spokojem. — Nigdy jeszcze nie puściłem płazem groźby ani grubijaństwa, ani żadnej wogóle obrazy... znam atoli prawo morskie i wiem, że jesteś na swym okręcie nieograniczonym panem... dlatego też korzę się przed twą władzą i nie mam do ciebie urazy za porywcze słowa... jednakże... jeżeli mię łaskawie dopuściłeś do swego stołu, to jeszcze nie powód, aby mnie traktować, jak złoczyńcę — dodał uniżenie.
Kapitan znalazł się w głupiej sytuacji, zainterwenjował bowiem o. Griffon, który nie mógł nie stanąć w obronie drapichrusta, uciekającego się pod jego opiekuńcze skrzydła i dobry kapitan zmiękł odrazu.
Kawaler, widząc się bezpiecznym, przybrał z powrotem bezczelny ton, wreszcie zaś począł prawić najrozmaitsze kawały i wyprawiać figle, ku wielkiej uciesze niewybrednych słuchaczów. Samego kapitana ubawił do tego stopnia, że pod koniec wieczerzy poklepał gaskończyka poufale po ramieniu, mówiąc:
— No, panie kawalerze, skoro już Bóg wie, jakim cudem wlazłeś na mój okręt, nie mogę cię przecież wrzucić do morza — przytem chłop z pana wcale do rzeczy, to też możesz być zawsze pewny miejsca przy mym stole, i hamak na międzypokładzie się znajdzie.
Wesoły hultaj podziękował serdecznie, poczem udał się do wskazanej kajuty, gdzie zapadł w głęboki sen, nazajutrz zaś rano spełnił przyrzeczenia i wyspowiadał się przed o. Griffon, niecierpliwie oczekującym wtajemniczenia w jakąś ważną, a ciemną sprawę.