Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/111

Ta strona została przepisana.

statku. Zdumienie jego doszło do szczytu, ma widok o. Griffon‘a, bacznie śledzącego ruchy obu innych statków.
— A to znów co, do djabła — skądże się tu ksiądz proboszcz wżziął?... Ale i pan, panie kapitanie, jakim cudem zjawił się pan tutaj?
— Jak Boga kocham, sam tego nie wiem! — odparł stary wilk morski.
— Jakto, panie kapitanie?
— Ano... wczoraj rano właściciel mego okrętu pyta mnie czy okręt już naładowany — gdy odpowiedziałem, że tak, rozkazał mi przepłynąć do Fort-Royal, i tam wywiedzieć się, czy fregata „Fulminante“ jest już gotowa do drogi; miałem też prosić pana de Chemerant, by mi udzielił osłony ze strony swej fregaty. W razie odmowy — z którą rzeczywiście się spotkałem — miałem rozkaz płynąć w jej pobliżu, choćby mi chciano w tem przeszkodzić. Rozkazy te wypełniłem co do joty i wówczas otrzymałem nowy rozkaz: płynąć za fregatą tak długo dopóki nie spostrzegą brygantyny... wówczas mam się zatrzymać w jej pobliżu i czekać, aż z niej przyślą ma mój statek pasażera — okazuje się, że tym pasażerem jesteś — pan!... Otrzymałem też rozkaz przyjęcia tego pasażera na statek — teraz zaś niezwłocznie mam pożeglować do Francji, chyba z brygantyny otrzymam inne, zmienione rozkazy. Wypełniałem wszystkie te rozkazy co do joty — teraz tedy walę prosto do Francji.
— Więc książę nie przesiądzie się na maisz statek? — spytał de Cronstillac.
Kapitan wybałuszył oczy.
— Książę... co za książę?... Właściciel okrętu dał mi dyspozycję tylko co do jednego pasażera, którym, jak się okazuje, pan jesteś... Ale, popatrz pan — fregata rozpoczyna pościg za naszą brygantyną! Przecież to wspaniałe!
— Jakto — więc pan nie pośpieszy brygantynie z pomocą, gdyby doszło do walki — zawołał gaskończyk.