się na stopniach schodów i jął przygotowywać się do spisywania ilości dziesięcin i czynszów, znoszonych przez poddanych. Towarzysz jego nadzorował pachołków.
Nakoniec pisarz, wywołujący z listy poddanych po kolei, zbliżył się do jej końca.
Zbliżyło się już południe; o. Gwardjanowi przyniósł braciszek smaczną, gorącą zupę w srebrnej czarze, gdy zaś klasztorny dostojnik ją wypił i oblizał się, przystąpił doń pisarz z raportem, że dwukrotnie już wywoływał bezskutecznie Jakóba, zagrodnika z Blanville, winnego klasztorowi sześć tuczonych kur, trzy worki pszenicy i sto talarów w gotówce.
— Gdzież się ten chłop podziewa? — zmarszczył brwi o. Gwardjan. — To jeden z najsumienniejszych naszych ludzi; piętnaście lat już siedzi na tej zagrodzie, a ani razu jeszcze nie spóźnił się z wypłatą należnej dzierżawy.
Raz jeszcze wywołano spóźniającego się czynszownika, lecz napróżno. Natomiast z tłumu wysunęło się dwoje dzieci: chłopiec i dziewczynka, w wieku trzynastu do czternastu lat; dzieci te, zmieszane i drżące, zbliżyły się do schodów, składając gwardjanowi głęboki ukłon.
— To są właśnie dzieci tego Jakóba — wyjaśnił pisarz.
— Gdzież są owe trzy korce pszenicy, sześć tuczonych kur i sto talarów w gotowiźnie, które ma zapłacić wasz ojciec? — surowo «pytał sługa Boży.
Biedne dzieci przytuliły się do siebie, jakby starając się nabrać odwagi do odpowiedzenia potężnej osobistości, aż wreszcie chłopiec podniósł swą twarzyczkę, dziwnie piękną i szlachetną, z wyrazem odwagi i samodzielność, i rzekł smutnym głosem:
— Nasz tatuś jest chory od dwóch miesięcy, mamusia go pielęgnuje... nie mamy już w domu ani grosza... zboże, przeznaczone na czynsz, wyszło nam na wyżywienie parobka i jego żony, których musieliśmy zgodzić... kury zaś musieliśmy sprzedać, by móc opłacić lekarza i aptekę...
Twarz zakonnika stała się jeszcze surowszą.
Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/119
Ta strona została przepisana.