Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/121

Ta strona została przepisana.

rodziejska twarzyczka, o delikatnych rysach, okolona złotemi puklami bujnych włosów dziwnie odbijała od prostackiej, chłopskiej odzieży.
— Boicie się mnie... nie chcecie powiedzieć staremu żołnierzowi, gdzie jest opactwo St. Quentin? — dobrotliwie spytał czerstwy starzec.
— Kubusiu! — zawołała dziewczynka i ze strachem przytuliła się do brata, a ten rzekł poważnie:
— Nie bój się, Anielko! — a zwracając się do starca, odparł:
— Ten gmach, panie, to właśnie opactwo St. Quentin... jeżeli pan chce wejść, musi pan pójść do celi ojca furtjana, po drugiej stronie, za tym dziedzińcem.
Na dźwięk tych imion: Kubuś i Anielka, starzec aż się cofnął ze zdumienia; kosztur wypadł mu z dłoni: musiał się oprzeć o mur, nie mogąc pohamować wzruszenia.
— Więc ci na imię... Kubuś... a tobie Anielka? — spytał drżącym głosem.
— Tak, panie — odparł chłopiec, zdziwiony tem zmieszaniem przybysza.
— Kimże są wasi rodzice?
— Jesteśmy dziećmi czynszownika tego opactwa.
— Ach... — rzekł stary żołnierz — ach, co za stary dureń ze minie!... No, ale też dziwny zbieg okoliczności, niech go djabli wezmą: Kubuś i Anielka... Angelika... No, ale pójdźże, stary Polifemie, po rozum do głowy... jeżeli wróciłeś z Moskwy po to, aby robić takie odkrycia, to doprawdy lepiej byłoby zostać tam i jeść spokojnie chleb wielkiego cara, który dba o swych starych żołnierzy...
W czasie tego monologu de Cronstillac‘a — on to był bowiem — dziewczynka przyglądała mu się z zaciekawieniem, prawie nie rozumiejąc jego słów, choćby dlatego, że monologował w rodzinnem swem, południowo-francuskiem narzeczu.
— A przytem te rysy! — mruczał do siebie stary obieżyświat, czując, jak serce bije mu gwałtownie w piersiach