Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/126

Ta strona została przepisana.

— Dzieci, dzieci — przecież to szlachetny człowiek, który mnie niegdyś uratował!
Wkrótce żołnierz odzyskał przytomność. Gdy otworzył oczy, błyszczały w nich łzy. Niepodobna opisać szczęścia i radości poczciwego obieżyświata; śmiał się, i płakał na przemian. Dzieci pobiegły do mieszkania przynieść dlań jakiś posiłek.
— Pani... pani... w tej odzieży... wasza wysokość!... — zawołał gaskończyk. — Więc nakoniec, po tylu latach, spotkałem panią przecież!... Już na dźwięk imion tych dzieci: Kubuś i Anielka, serce silnie mi zabiło... lecz wprost uwierzyć nie obciąłem... nie śmiałem... No, a gdzież małżonek pani?
Księżna położyła palec na ustach, ze smutkiem pokiwała głową i rzekła:
— Zaraz pana zaprowadzę do męża... Ach... dlaczegóż choroba Jakóba zatruwa smutkiem radość, jaka mnie ogarnia na pana widok! Jakże pięknym byłby dla mnie ten dzień!...
— Ależ, doprawdy, nie rozumiem, wasza wysokość... Pani, w tej odzieży... w tak okropnem położeniu...
— Cicho, cicho... nie chcę, żeby moje dzieci co usłyszały... one nie wiedzą o niczem... Ale’zaczekaj pan tu chwilę... muszę uprzędzić męża, co za gość dziś do nas zawitał...
Po paru chwilach, de Cronstillac wkroczył do schludnej izby mieszkalnej księstwa Monmouth. Syn Karola II leżał w łóżku z kotarą i baldachimem, jaki do dzisiejszego dnia spotyka się jeszcze w chłopskich chatach. Mimo osłabienia i mizernego wyglądu, nie posiadał się z radości na widok starego znajomego.
Serdecznie uściskał mu dłoń, wskazał mu stołek przy łóżku i rzekł z głębokiem wzruszeniem:
— Siadaj, stary przyjacielu! Jakże dziwnemu, a sprzyjającemu trafowi zawdzięczamy spotkanie znowu po tylu latach!... Oczom swoim wprost nie wierzę... nakoniec, szla-