— W dodatku jest to misjonarz i od tego czasu mógł zawędrować na drugi koniec świata — dodał książę.
— I ja nic nie wiem o nim, ale, proszę posłuchać... Jak już mówiłem, oddałem „Jednorożca“ do jego dyspozycji; jest to człek poczciwy, jeżeli więc jeszcze żyje, musiał utrzymać trochę pieniędzy ze sprzedaży ładunku „Jednorożca“, zwłaszcza, że i obracać groszem umie. Trzeba się dowiedzieć, gdzie ten zacny kapłan obecnie przebywa, przecież suma takowa, choćby i skromna, byłaby szczęściem dla dzieci waszej książęcej mości.
— Niestety, przyjacielu, twoja nadzieja jest płonna. Jestem pewny, że zacny ten człowiek oddawna rozstał się z tym światem, a majątek powierzony sobie, rozdał ubogim.
— Może zapisał opactwu S»t. Quentin? — spytała z uśmiechem Angelika.
— A, niech ich djabli, zdzierusów, porwą! Chybabym tę budę lichwiarską podpalił! — wrzasnął gaskończyk.
— Fe, co też pan wygadujesz! — upomniała go Angelika, aczkolwiek sama niezbyt przejęta nabożeństwem dla chciwych klechów.
— Jestem wściekły sam na siebie, żem mądrzej nie rozrządził się waszemi pieniędzmi. No... ale, czyż mogłem przewidywać, że królewskiego syna spotkam po latach w chłopskiej sukmanie?... Teraz pozostaje mi tylko szukać ojca Griffon.
— W jaki sposób? — zdziwił się książę.
— Ano, kto szuka, ten znajdzie, wasza wysokość. Teraz nie mam już powodów do ukrywania się, więc zaraz od jutra zabiorę się do tego. Najpierw pójdę do superjora misyj kolonjalnych... te sto talarów, które zaniosę za waszą wysokość, otworzą mi drogę i do papieża Samego...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Nazajutrz rano de Cronstillac wkroczył do opactwa; na widok rulona nowiutkich talarów, odrazu wprowadzono go