boszcza, rozległy się okrzyki radości i zdumienia; kilka rzuciło się ku kapłanowi, całując ze czcią jego ręce, wołając w dźwięcznem antylskiem narzeczu:
— Chwała i dziękczynienie Bogu za twój powrót, wielebny ojcze — wszyscyśmy za tobą tęsknili!
Po chwili zjawiło się i kilku mężczyzn, witających swego pasterza z równą czcią i przywiązaniem.
Nakonec o. Griffon dotarł wraz ze swym gościem do niewielkiego pagórka, na którym wznosiła się plebanja — skromny, lecz gustowny i schludny domek drewniany, jednopiętrowy, pokryty trzciną.
Obok księdza kroczył de Cronstillac.
— Niestety, mogę panu ofiarować jedynie bardzo skromną, ubogą gościnę — rzekł doń o. Griffon — ale ofiaruję ją ze szczerego serca.
— A ja przyjmuję ją z również szczerą wdzięcznością — odparł de Cronstillac seredecznie i z godnością.
W tejże chwili Monsieur oznajmił swemu panu, że stół już nakryty i pleban wraz ze swym gościem przeszli do jadalni.
Biała, woskowa świeca, zatknięta w wielkim jednoramiennym szklanym lichtarzu, oświetlała pokój, na którego środku stał stół, nakryty białym obrusem. Na półmisku leżały: ryba, ogromna papuga pieczona, wielka, jak bażant i homary, podane w skorupach, z cytrynowym sosem; skromną ucztę dopełniały: sałata, groszek zielony, nakoniec zaś całe kosze ananasów i apetycznych melanów.
— Ależ to prawdziwie królewskie przyjęcie! — zawołał de Cronstillac. — Ta wyspa, to prawdziwa ziemia obiecana!
— To wszystko pochodzi z ogrodu, który sam uprawiam, mój synu, albo też z polowania i rybołóstwa, którem się zajmują moi dwaj murzyni.
Po wieczerzy, Monsieur postawił na stole fajkę, pudełko z tytoniem i butelkę starego wina. Gospodarz napełnił szklanicę gościa i rzekł:
Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/19
Ta strona została przepisana.