Opuśćmy na chwilę de Cronstillac’a, który z trudem przebija się krok za krokiem, przez dziewiczą puszczę, ku północy, ku kryjącemu skarby Czarciemu Wzgórzu — i udajmy się na północne wybrzeże Martyniki.
Morze było spokojne, ciemno-błękitne i gładkie, jak zwierciadło, tylko o brzeg rozbijały się wiecznie wzburzone fale. Po tej gładkiej tafli posuwał się w kierunku wybrzeża Cabes jakiś przedmiot, początkowo ledwo dostrzegalny, który za zbliżaniem się przybrał kształt długiej i wąskiej pirogi, lekkiej, o ostrych końcach, bez żagli, poruszanej zapomocą samych wioseł. Długi szereg ławek zajęty był przez pracujących z całych sił wioślarzy-krajowców.
Żeglarze ci musieli znać dokładnie wybrzeże, gdyż płynęli szybko i wprost do miejsca wśród skal, gdzie fale wyżłobiły wielką, naturalną pieczarę. Pod kamiennem sklepieniem huczały i miotały się fale, spadając dalej do nisko położonej, głębokiej kotliny.
Gdy piroga dobiła do brzegu małego jeziorka, wysiedli zeń dwaj biali ludzie i rozłożyli się na wybrzeżu. Wyższy z nich i starszy był to pułkownik Ruttler, Anglik, stronnik nowego króla Wilhelma III ks. Oranji, któremu służył jeszcze w czasach, gdy bohater ten był statuderem[1] Niderlandów.
Byt to wysoki, silny, rudowłosy mężczyzna, o twarzy, znamionującej męstwo, energję i okrucieństwo. Towarzyszył mu majtek, niski, drobny, lecz zwinny, energiczny i ruchliwy.
Po chwili milczenia pułkownik przemówił doń po angielsku:
— Czy jesteś pewny, John, że tędy można się dostać.
— Tak jest, panie pułkowniku — jestem przekonany.
— Ale to strasznie niewygodna droga!
- ↑ Statuder — prezydent republiki Holenderskiej.