Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/35

Ta strona została przepisana.

— Uspokój się... doprawdy, jestem zły na siebie, że obudziłem w tobie te wspomnienia... Poprostu, myślałem przez chwilę, czy przyprowadzenie tu tego durnia dla twojej zabawy nie pociągnie za sobą jakich niebezpieczeństw, a przytem...
— Ależ Jakóbie drogi! — zawołała Angelika — co ci do głowy przyszło?... Dla zaspokojenia mego kaprysu, miałbyś narażać to, co ci jest najdroższe!
— Bądź spokojna — roześmiał się mulat — z tego gaskończyka, to zdaje się, poprostu błazen, jak wogóle z jego rodaków; zresztą robi wrażenie dzielnego i miłego. Zobaczysz sama...
Angelika, widząc, że korsarz skończył już wieczerzę, podniosła się; Ouragan poszedł za jej przykładem i rzekł:
— Jeszcze raz mówię ci, Angeliko, uspokój się — niema czego się bać. Chodźmy lepiej do ogrodu — zaśpiewam ci którą z ulubionych twych ballad.
Objął kibić kochanki i sprowadził ją po marmurowych schodach, wiodących do parku. Schodząc, Angelika zwróciła się do pokojówki:
— Miretto, przynieś do ogrodu lutnię i zapal w sypialni alabastrową lampę. Potem jesteś wolna.
I zniknęła w zmroku, zwieszona na ramieniu korsarza. Po chwili rozległ się w parku dźwięczny, silny i melancholijny głos flibusiera, śpiewającego balladę. Śpiew początkowo głośny, stopniowo milkł, aż wreszcie zapadła cisza. Miretta odeszła do sypialni Sinobrodej, zapaliła tam lampę i poszła spać.
Mimo, że de Cronstillac po raz pierwszy w życiu ujrzał, co to jest dziewicza puszcza zachodnio — indyjska, dzielnie brnął przez nieprzebytą gęstwinę, kpiąc sobie z czyhających na każdym kroku niebezpieczeństw. Za zapadnięciem nocy, domyślając się, że do kresu wędrówki jeszcze daleko, wdrapał się na konar rozłożystego drzewa, chcąc się tam przespać; całą noc atoli niepokoiły go tam całe zgraje krwiożerczych żbików i rysiów — żar-