Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/43

Ta strona została przepisana.

chłopczyk wylazł z grobu z pretensjami do mnie o swój przedwczesny, a straszliwy zgon...
Gaskończyk zdumiał się. Więc ta cudowna istota aż tak daleko posuwa swój cynizm morderczyni...
— Jakże rad jestem — rzekł poważnie i grzecznie, poprostu, żeby coś powiedzieć — że moja osoba budzi w pani miłe wspomnienia...
— No, przystąpmy zaraz, do rzeczy — rzekła wdowa — Chcesz mnie pan poślubić — czy tak?... Słyszałam już o tem od Myśliwego.
— Pani, proszę mi wybaczyć, jeżeli milczę... Zbyt jestem wzruszony widokiem...
— Ech, tylko bez ceregieli... Więc to prawda, że chcesz mnie pan poślubić? — powtórzyła Angielika.
— Prawda murowana... równa prawda, jak to, że pani jesteś największą pięknością świata.
— Doprawdy?... Więc decydujesz się pan na małżeństwo ze mną... no, bo, widzi pan, chyba, bo pan powinien rozumieć... że miałam już trzech mężów, o których zgonie różnie mówią... zwłaszcza o tajemniczym losie trzeciego... Nie wiem, czyś pan już słyszał wszystko, o co mnie pomawiają... ludzie wogóle są plotkarzami, ale zawsze plotki mają pewien podkład. No, ale przeciwko pańskiej propozycji nic nie mam... z kolei sama panu ofiaruję swą rękę... Jeżeli pan, doprawdy, tak przystępny, że trudno byłoby mi znaleźć kogoś innego zamiast pana... przy opinji, jaką się cieszę...
— Przystaję! Poświadczając miłość pani, drwię sobie z wszelkich niebezpieczeństw!
— Widzę, że mam przed sobą prawdziwego rycerza! — zawołała Angelika. — Muszę jednak pana uprzedzić, że ślub mój z panem, czy z kimkolwiek nie może wpłynąć na zmianę mego stosunku do Myśliwego ludzi... O, ale właśnie on się zbliża... Opowiemy mu wszystko i spożyjemy wieczerzę, jak troje najlepszych przyjaciół...