Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/45

Ta strona została przepisana.

ko, co się dzieje na Czarciem Wzórzu ma być czemś naturalnem i zwykłem? Alboż pan wiesz, dlaczego zdecydowałam się oddać panu swą rękę... czy wiesz, z kim masz do czynienia... kto ja jestem?... Kto panu dał prawo uważania tego wszystkiego za komedję?... A co będzie, jeżeli pan przekona się, że wiele rzeczy należało brać na serjo... ale przekona się pan zapóźno dla siebie?!
— A skądże masz pan taką pewność, że się kiedykolwiek stąd wydostaniesz? — z zimnym uśmiechem dodał kochanek wdowy.
De Cronstillac zerwał się, cofnął się o jeden krok i odparł wyniośle i stanowczo:
— No... spodziewam się, że nie dojdzie do żadnych gwałtów wobec mej osoby, albo...
— Co za albo?... Cóżby nam mogło grozić z pańskiej strony? — drwiąco spytała Sinobroda.
Gaskończyk nie znalazł na to ani słowa odpowiedzi; po niewczasie począł żałować swego zuchwalstwa; był człowiekiem odważnym, ale te pogróżki i straszliwe napomknienia rzeczywiście nań podziałały. Chwilę stali w milczeniu, gdy wtem weszła mulatka, oznajmiając, że wieczerza już podana.
— No, do roboty, szlachetny rycerzu! — zwróciła się wesoło Sinobroda do nowej ofiary. — Tylko bez obaw... sądzę, że przyjmiesz zaproszenie ubogiej wdowy i nie pogardzisz skromnym posiłkiem w jej domu.
Gaskończyk nie znalazł nic stosowniejszego, niż podanie jej ramienia. Pokój jadalny, do którego go wprowadzano, był jeszcze wspanialszy, niż salon; wieczerza odznaczała się wprost przepychem, cała zastawa była ze złota, srebra i kryształów — i ubogi szlachciura coraz bardziej podziwiał bogactwo Sinobrodej. Mężobójczyni była najmilszą i najwytworniejszą w świecie gospodynią, w całem swem zachowaniu się nie przejawiając nic podejrzanego.