— Nie wątpię też — ciągnęła dalej wdówka, nie zwracając uwagi na ten wybuch arystokratycznych pretensyj gaskończyka — że — gdybyś pan odziedziczył po przodkach majątek, użyłbyś go pan w jakim szlachetnym celu... Przytem, gdyby suma pańskich cnót i zalet, nie przewyższała znaczenia pańskich wad i błędów młodości to, bądź pan pewien, podwoje tego domu nie otworzyłyby się przed panem... jeżeli pan nie uzna za dogodne dla siebie przyjęcie propozycji, jaką panu przedłożę dziś wieczorem, to... jestem przekonana, że przynajmniej nie uniesie pan stąd złych wspomnień o Sinobrodej... No, a teraz, jeżeli panu to nie sprawia trudności, bądź pan łaskaw na mnie poczekać, bo muszę zobaczyć co robi Youmalë...
I wdówka wyszła z salonu.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Tymczasem w St. Pièrre zaszedł wypadek, ważny dla całej ludności wyspy: oto do portu zbliżyła się francuska fregata wojenna; nie wpłynęła atoli do zatoki Fort Royal[1] przeznaczonej dla okrętów wojennych, lecz zatrzymała się na otwartem morzu; po chwili odbiła od niej szalupa, w której siedział jakiś pan o poważnym wyglądzie. Jegomość ten, najwyraźniej jakiś dostojnik, udał się w towarzystwie podporucznika fregaty do domu gubernatora, barona de Rupinelle. Podporuczik wręczył gubernatorowi list kapitana, poczem pozostawił delegata królewskiego — p. de Chemerant — ów poważny pan bowiem był delegatem królewskim — sam ma sam z gubernatorem.
— Panie baronie — zwrócił się wysłannik władz centralnych do gubernatora — czy możemy tu rozmawiać bez obawy podsłuchania?
— O bądź pan spokojny, panie wicehrabio — zapewnił go gubernator.
- ↑ Cytadela St. Pièrre