Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/53

Ta strona została przepisana.

broda rozporządza znaczną flotyllą i w prawie każdym czasie rozporządza statkiem, gotowym do wyruszenia.
— Niewątpliwie, panie wicehrabio.
— Czy wśród swych statków nie ma brygentyny, zdolnej w każdej chwili do rozpięcia żagli i do płynięcia nawet pod wiatr.
— A jakże, panie wicehrabio! Znam tę brygantynę — nazywa się „Kameleon“.
Po chwili milczenia, wysłannik króla spytał znowu:
— Powiedz mi, panie baronie, jak dużo czasu potrzeba na dostanie się stąd na Czarcie Wzgórze?
— Hm... teraz mamy jedenastą rano... drogi, są tak fatalne, że nie sposób dostać się tam przed zapadnięciem nocy.
— Dobrze, panie baronie. Bądź pan łaskaw wydać rozkaz trzydziestu najodważniejszym i najlepiej wyćwiczonym ludziom z załogi Fort Royal, aby w przeciągu dwóch godzin byli uzbrojeni, zaopatrzeni w dobrą drabinę i gotowi do drogi pod moją komendą.
— Rozkazy pańskie są dla mnie rozkazami Jego Królewskiej Mości.
I w dwie godzimy później p. de Chemerlant dążył na czele trzydziestu żołnierzy w kierunku Czarciego Wzgórza.
Zaledwie zbrojny oddział opuścił Fort Royal, jakiś młody mulat poczołgał się za nim w pewnej odległości i szedł wśród wysokiej trawy, aż mógł ustalić, że zbrojni dążą w kierunku Czarciego Wzgórza; wówczas zawrócił, gdzieś znikł... po niejakim zaś czasie wpadł do Maconba, kierując się prosto na plebanję.
Była to właśnie popołudniowa, najgorętsza pora dnia i proboszcz drzemał w hamaku. Młodzieńcowi z trudem udało się nakłonić murzynów do obudzenia pana; nakoniec Monsieur zdecydował się na ten krok.
— Co się stało? — zawołał, zrywając się, proboszcz.
— Panie... przybiegł jakiś mulat z Fort Royal...
— Z Fort Royal? — zawołał proboszcz. — Niech wej-