Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/58

Ta strona została przepisana.

— A do djabła!... — pomyślał sobie de Cronstillac. — Więzienie, to już mniej przyjemna konsekwencja tytułów mylorda i księcia...
— I sądzisz pan, że zdołasz o własnych siłach, sam jeden, odtransportować mnie do Barbados? — zapytał.
— Bez najmniejszego trudu, mylordzie.
— Ciekawym, w jaki sposób?... Zdaje się, żeś pan nie zwrócił uwagi, że nie jestem tu sam.
— Wiem o tem, doskonale. Wiem, że lada chwila może tu nadejść księżna pani... mam nadzieję jednak, że pan pójdziesz ze mną, nim ona nadejdzie...
— Mówisz pan niejasno, mój panie...
— A więc... posłuchaj mnie, mylordzie. Wszyscy wiedzą, że książę pan poślubił przed czterema laty właścicielkę tego domu... we Francji... czy małżeństwo to było legalne — nie wiem... zresztą nie moja to rzecz... Widzisz więc, mylordzie, że jestem dokładnie o tobie poinformowany...
— Najdokładniej, najdokładniej... — wybełkotał awanturnik.
— Na tej wyspie zaś, mylordzie, osiedliłeś się przed trzema laty... przy pomocy wynajętych ludzi rozpuszczałeś najrozmaitsze pogłoski dla trzymania zdala od tego domostwa ciekawych...
— No do djabła... teraz już nie rozumiem — mruknął de Cronstillac. — Więc Sinobroda jest rzeczywiście księżną... a łajdaczy się z takimi okropnymi chamami!
— Odkryliśmy pana dzięki cudownemu przypadkowi — ciągnął dalej Ruttler — jednocześnie zaś dowiedzieliśmy się, że chcą z pana zrobić bardzo niebezpieczne narzędzie...
— Ze mnie?
— Tak... przybywam tu, aby pokrzyżować działania pewnego agenta, wysłanego przez króla francuskiego... agent ten lada chwila może się tu pojawić...