— I co pan ze mną zrobisz, jeżeli się zgodzę pójść z panem bez oporu? — spytał de Cronstillac.
— Poproszę księcia pana, aby wydał rozkaz swym niewolnikom przewiezienia nas barką do Barbados, gdzie czeka już okręt wojenny, który ma nas przewieźć do Londynu.
— A jeżeli się na to nie zgodzę?
W takim razie, zmuszony byłbym księcia pana zasztyletować... Mam nakaz dostawienia królowi, księcia pana żywego lub umarłego.
De Cronstillac wywnioskował, że Sinobroda musi być żoną jakiegoś wielkiego pana, którego zapewne kocha nie mniej, niż owych szkaradnych drabów, których widział. Postanowił tedy poświęcić się dla niej, choć nie wiedział, jak z tego wszystkiego wybrnie.
Nie zastanawiając się długo, rzekł do pułkownika:
— Mój panie, żeby stąd się wydostać, musimy przejść przez ten gmach.
— Ale, czy książę pan nie wezwie służby na pomoc?
— Dałem już panu słowo. No, chodźmy.
Ruszyli obaj przez park ku pawilonowi Sinobrodej; o parę kroków od marmurowych schodów, ujrzeli w ciemnej alei białą postać kobiecą, idącą w ich kierunku. Pułkownik zatrzymał się i szepnął jeńcowi:
— Uwaga, książę!... Uprzedź tę kobietę, aby nie robiła krzyku.
— To Sinobroda! — pomyślał z przerażeniem gaskończyk. — Narobi gwałtu i ten łotr mnie zarżnie!
Lecz ku największemu jego zdziwieniu, Angelika zatrzymała się w milczeniu.
— Kto to? — zawołał.
— Wasza wysokość nie poznaje Miretty? — spytała Sinobroda.
De Cronstillac był zdumiony, lecz milczał.
— Chciałam zawiadomić waszą wysokość — mówiła
Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/59
Ta strona została przepisana.