mogli dotrzeć bez szelestu do kotary. Nagle usłyszeli hałaśliwy śmiech.
Gaskończyk poznał głos Angeliki... zdębiał... Szybko chwycił rękę p. de Chemerand i szepnął:
— To moja żona... słuchajmy!
— Księżna pani wydaje się mniej smutną, niż wasza wysokość się obawiał... — szepnął emisarjusz, jakby z lekką ironją; coś nie coś obiły mu się już o uszy wieści o skandalicznem prowadzeniu się „Sinobrodej“...
— Możliwe, mój panie... ale, posłuchaj pan, to raczej łkanie... skutkiem gwałtowności, przypominające brzmieniem konwulsyjny śmiech... Zachowaj się pan jaknajciszej... nie chcę swem pojawieniem się wywoływać jej wstrząsu... w tak gwałtownej boleści... — bełkotał gaskończyk, domyślając się już, jak skandaliczną scenę ujrzy...
De Cronstillac — zatrzymawszy p. de Chemerant na środku salonu, rozchylił nieco kotarę i ujrzał widowisko tak bezecne, że, nie panując nad sobą, odwrócił się do stojącego z dość głupią miną emisarjusza i rzekł z gniewem:
— Zobacz pan, jeżeli masz ochotę... A niechże djabli wezmą... nawet tego się nie domyślałem!... Roztropny małżonek zawsze winien posyłać przed sobą nie klechę, ale dobosza, któryby uprzedzał o ich przybyciu o pół mili...
P. de Chemerant spojrzał do wnętrza, i zbaraniał...
Na sofie rozwalił się niedbale kapitan Ouragan z fajką na długim cybuchu, którą klęcząca przy nim Angelika poprawiała co chwila zapomocą złotej szpilki.
— Dobrze — rzekł korsarz — teraz wartoby się napić.
Angelika napełniła winem stojącą na stole kryształową czarę i podała ją kochankowi, który wypił ją duszkiem, poczem bez ceremonji objął Angelikę wpół, całując ją w szyję.
— Wino dobre — rzekł — oboje się kochamy, niema co się troszczyć o tego rogatego durnia!
De Chemerant chciał się cofnąć — najchętniej dałby
Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/72
Ta strona została przepisana.