Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/76

Ta strona została przepisana.

wszystko wytłumaczyć, gdyż gniew jego zaczynał być niebezpieczny. Nakoniec Angelika rzekła z drżeniem w głosie:
— Drogi panie, wszystko się wyjaśni... Największym mym błędem było, że nie doceniałam szlachetności i uczciwości pańskiej... obawiając się, że chcesz mnie pan uprowadzić w złych zamiarach, chciałam w jakiś sposób zniweczyć pańskie plany... nie mogłam przecież pana prosić... Miałam nadzieję, że widok mej poufałości z kapitanem..
— Więc to pani urządziła tę scenę specjalnie dla mnie? — z pasją przerwał de Cronstillac. — Ależ w jakim celu chciałaś mi pani pokazać, że jesteś kochanką tego opryszka... tak, jakbym o tem nie wiedział?
Stanowczo, dyplomacja zaczynała Angelikę zawodzić.
— Poto, by uniemożliwić panu zabranie mnie ze sobą. Przecież, jeżeli i ten Francuz przekonał się naocznie o mym stosunku z tym kapitanem, wówczas niepodobna przecież, abyś pan w roli księcia, zabierał ze sobą żonę, prowadzącą się w ten sposób... A teraz, drogi panie, zdobądź się na wspaniałomyślność... cóż pana obchodzi, że darzę względami jakiegoś tam chama?
— Co mnie obchodzi?... A to w jakim że celu mam grać rolę męża pani, którego pani oszukuje tak niegodnie?... Ale gdzież, u djabła, jest on sam? Czy już się ukorzył?... Czy on wogóle istnieje, czy nie?... Pokaż mi go, pani... nie mogę być dłużej błaznem pani! Jeśli pani w przeciągu pięciu minut nie zdecyduje się na odsłonięcie mi tych wszystkich tajemnic, wołam pana de Chemerant i robię z tym łobuzem porządek!
— Co robić, Jakóbie? — spytała szeptem Angelika.
— Niema rady, trzeba mu zaufać — zadecydował mąż.
I z poważną miną zbliżył się do gaskończyka.
— Mój panie — zaczął — chcę panu okazać mój szacunek...
— Twój szacunek, zbóju zatracony!... Szacunek takiego łobuza!... Każę cię w dyby zakuć!