— Księże proboszczu, proszę mnie posłuchać — rzekła Angelika; przeszła z nim do przyległego pokoju.
— Wasza wysokość — zwrócił się p. de Chemerant do mniemanego księcia — oto listy, znalezione przy pułkowniku Ruittlerze... list od Wilhelma Orońskiego, o... Niema żadnych wątpliwości, że ten nikczemnik podjął się skrytobójczo zamordować pana. Pójdzie on na szubienicę, jak tylko przybędziemy do Fort Royall.
— Pomówimy o tem jeszcze... z pewnych względów radbym okazać temu zbirowi pewną łaskę... nie ze słabości, ale z pewnego politycznego wyrachowania... No, ale pomówimy o tem jeszcze...
— Czy nic pan nie bierze ze sobą, wasza wysokość?
— Jeden z żołnierzy poniesie moje kosztowności, papiery i ubranie. Księżna odbędzie drogę w lektyce, pan i ja pojedziemy konno, tego zaś mulata... najlepiej też wpakować do lektyki, tylko dobrze krytej, żeby jakich awantur nie narobił.
— Rozkaz, wasza wysokość.
— A, oto i moja cnotliwa małżonka!
Istotnie, z przyległego pokoju wyszła zapłakana Angelika w towarzystwie o. Griffon‘a. Misjonarz, nie odezwawszy się do gaskończyka, szybko opuścił pałac.
— Poczciwy księżulo ma zapewne do mnie pretensję o tak surowe postąpienie z żoną — szepnął emisarjuszowi de Cronstillac — lecz wstyd mu przecież otwarcie stanąć po jej stronie i zacząć kłócić się ze mną... woli też wymknąć się cichaczem.
De Chemerant podziwiał wszystko z głębokiem zgorszeniem.
Bądź pan łaskaw podać ramię tej pani — dodał gaskończyk.
I mniemany ks.Monmonth, z żoną, wraz z p de Chemerant, opuścili Czarcie Wzgórze, kierując się ku małej zatoce, w której właśnie zarzucił kotwicę „Kameleon“. Było to niezbyt daleko; mały orszak dotarł do wybrzeża,
Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/85
Ta strona została przepisana.