Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/87

Ta strona została przepisana.

Szybki, jak strzała statek zniknął mu wkrótce z oczu.
— A teraz, wasza wysokość — odezwał się doń p. de Chemerant — śpieszmy do stronników waszej wysokości, którzy nas niecierpliwie oczekują. Najdalej za godzinę będziemy na pokładzie naszej fregaty.
Dopóki de Cronstillac stale miał przed oczyma ludzi, dla których się poświęcił, jak długo podniecała jego zapał obecność Angeliki — dopóty istotnie nie myślał, na jakie niebezpieczeństwo się naraża... Gdyby jednak znalazł się sam, ze swym osobistym sprzymierzeńcem, który ofiarował mu nieledwie tron, grożąc uwięzieniem w razie odrzucania tego skromnego podarunku — rój czarnych myśli opadł awanturnika.
— Wasza wysokość, czas już w drogę! — powtórnie przypomniał mu p. de Chemerant.
De Cronstillac odwrócił się ku niemu z niecierpliwym ruchem.
— Do djabła, czego pan chcesz?!
Na twarzy posła odbiło się zakłopotanie. Wiedział, że książę niezupełnie chętnie decyduje się na tę wyprawę; przytem, skandaliczne przejście z żoną musiało wstrząsnąć nim mocno. Stał tedy bez machu i sława, aż gaskończyk, opanowawszy się i pomyślawszy, że nie należy przeciągać struny, odezwał się spokojnym tonem:
— No, ruszamy!
Dosiadłszy konia, wszyscy ruszyli w kierunku Fort Royal.
Tak de Cronstillac znalał się w pułapce. Nie należał on jednak do ludzi, tracących ducha na widok prawie beznadziejnej sytuacji. Całą drogę, odbywaną w ponurem milczeniu, obmyśliwał sposoby ratunku.
Nagle, prawie bezwiednie, spiął konia i ruszył przyśpieszonym biegiem przed siebie. Jechał tak parę minut, nie zastanawiając się, dokąd, aż ujrzał za sobą p. de Chemerant, który w pierwszej chwili spojrzał nań z niepokojem, poczem również ruszył za nim szybko.