Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/88

Ta strona została przepisana.

— Co się stało waszej wysokości?... Wasza wysokość wydaje się być mocno wzburzonym — zawołał emisarjusz.
— Tak... śpieszę się... — odparł gaskończyk, przychodząc do siebie. — Chcę jaknajprędzej powitać mych dawnych przyjaciół... A przytem... dręczą minie złe myśli... to skutek tej przygody z moją żoną... pragnę też wprost uciec przed niemi...
— Rozumiem waszą wysokość... — ze współczuciem odrzekł p. de Chemerant, poczem spytał przewodnika:
— Czy daleko jeszcze do Fort Royall?
— Wiorsta będzie, nie więcej, wielmożny panie.
P. de Chemerant wydobył zegarek i rzekł do mniemanego księcia:
— Jeżeli wiatr się nie zmieni, będziemy mogli już o jedenastej wypłynąć na pełne morze. Wasza wysokość >zapomni prędko o tej niegodnej... wszak już za kilka tygodni ujrzymy brzegi Kornwalji, gdzie waszą wysokość czeka sława i zaszczyty!
— Spodziewam się, mój panie... początkowo wahałem się, lecz teraz zrozumiałem, że byłbym głupcem, gdybym nie skorzystał z tej propozycji Jego Królewskiej Mości... Jednakże: jeszcze jedno... nie chciałbym, abyśmy nasze przedsięwzięcie rozpoczynali od rozlewu krwi ludzkiej...
— O czem wasza wysokość mówi?
— Widzi pan... z odrazą widziałbym kaźń pułkownika Ruttlera... Jestem trochę przesądny i śmierć, nawet takiego łotra, byłaby dla mnie złą wróżbą... Człowiek ten targnął się na moją osobę... chyba tedy przysługuje mi prawo wyjednania dlań ułaskawienia, lub przynajmniej złagodzenia wyroku. Sądzę, że wystarczy więzienie...
Emisarjusz pomyślał, że księcia dręczą wyrzuty sumienia z powodu nieludzkiej pomsty nad żoną i pragnie uspokoić je nieco jakimś miłosiernym uczynkiem.
— Stanie się zgodnie z wolą waszej wysokości...
— A teraz jeszcze jedno, drogi panie... Jak już panu powiedziałem, jestem zabobonny... mocno wierzę w dni