szczęśliwe i nieszczęśliwe. Dzień dzisiejszy stanowczo zaczął się dla mnie źle, to też za żadną cenę nie rozpocznę w nim wyprawy, mającej zadecydować o całej mej przyszłości. Czy nie można byłoby odłożyć udanie się na pokład pańskiej fregaty do jutra... dziś jestem tak zmęczony, że wołałbym położyć się na cały dzień... Zrozumie mnie pan chyba?...
— Oczywiście!... Cóż tedy zamierza wasza wysokość?
— To, co właśnie powiedziałem: udać się na pokład fregaty dopiero jutro, a dzień dzisiejszy spędzić w Fort Royal.
P. de Chemerant, acz z niechęcią, poddał się woli de Cronstillac‘a; tym sposobem ten ostatni zyskał cały dzień na czasie — przy sprzyjających okolicznościach i sprycie było to dosyć czasu, by się jeszcze uratować.
Po godzinie drogi dotarli do Fort Royal, zmierzając do pałacu gubernatora, leżącego na samym krańcu obszernej cydateli. P. de Chemerant wysłał przodem żołnierza dla uprzedzenia kolonjalnego dostojnika o powrocie gościa; i po chwili gaskończyk stanął przed obliczem barona de Rupinelle.
Gubernator z wiellkiem zaciekawieniem przyglądał się awanturnikowi; szczególny podziw i admiracje budził w nim jego bogaty strój aksamitny z porpurowemi rękawami. Przy swej rycerskiej postawie i rzeczywiście przystojnej, junackiej twarzy, gaskończyk wyglądał doskonale w roli wielkiego pana.
— Upał musiał panu dobrze dokuczyć — odezwał się gubernator do p. de Chemerant.
— O, rzeczywiście straszny upał...
— I pański towarzysz zapewne zmęczył się również... pomyślałem już o tem i kazałem przygotować trzy nakrycia — rzekł gubernator.
— Ale, przepraszam... — odrzekł de Chemerant, składając gaskończykowi ukłon — nie wiem, czy jego wysokość raczy dopuścić mnie do stołu.
Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/89
Ta strona została przepisana.