Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/93

Ta strona została przepisana.

— Ależ, wasza wysokość... jeżeli to jedyna trudność, to nie mam czego się obawiać. Podejmuję się płynąć z „Jednorożcem“ obok fregaty, choćby ta ostatnia rozwinęła wszystkie żagle.
— Hm... tak... no, ale, w razie jakiego napadu, nie mam przecież czasu wstrzymywać podróży dla walki w pańskiej obronie... przytem, statek mój ma misję, wykluczającą jakiekolwiek uboczne cele.
— Ależ wystarczy, że będę żeglował w pobliżu fregaty waszej ekscelencji, a żaden korsarz nie ośmieli się mnie zaczepić! Zmiłuj się pan, czyż godzi się, by królewski okręt linjowy odmówił pomocy ubogiemu kapitanowi statku handlowego, który prosi go pokornie o opiekę?...
— Nie mogę przecież być niańką niczyich kapitanów!... Przytem, masz pan przecież armaty.
— Atoli, wasza wysokość...
— Skończone — przerwał mu szorstko p. de Chemerant.
Niefortunny kapitan ukłonił się i, zdesperowany, wyszedł.

De Cronstillac‘a rozkwaterowano w najpiękniejszej komnacie gubernatorskiego pałacu.
Obudził się już dobrze po północy; cały pokój zalany był jasnemi promieniami księżyca. Awanturnik zbliżył się do kna i... znowu ujrzał dwóch wartowników, przechodzących się po dziedzińcu.
Cicho, na palcach, przysunął się wtedy do drzwi, lecz po odblasku w dziurce od klucza poznał, że i przyległy pokój jest oświetlony i zapewne także obstawiony przez straż. Mimo to zapalił świecę woskową, ubrał się i otworzył cicho drzwi i... z przerażeniem ujrzał dwóch gwardzistów, którzy na jego widok zerwali się, z szacunkiem, poczem jeden z nich pobiegł do gubernatora uprzedzić go o obudzeniu się jego wysokości.