Strona:PL Sue - Awanturnik.djvu/98

Ta strona została przepisana.

dzielił z nim niebezpieczeństwa i trudy! Podajże mi pan swą dzielną prawicę, która dała naszemu bohaterowi pomoc!
I z zapałem uścisnął rękę Francuzowi, gdy jednocześnie Mortnier chwycił go równie gorąco za lewą rękę. Tymczasem na pokład zaczęli wylęgać inni panowie szkoccy i wszyscy z radością i respektem obiegli emisarjusza, który miał zaszczyt odszukania ich księcia.
— Słowo daję, panowie! — rzekł rozpromieniony p. de Chemerant — nie grzeszę, jeżeli powiem, że jestem dumny ze swego sukcesu, który, wierzajcie mi, wcale mi tak łatwo nie przyszedł!
Na pokładzie ukazał się jeszcze jeden ze starych kamratów księcia; był to człowiek młody jeszcze, lecz przedwcześnie postarzały; szedł oparty na dwóch giermkach — zniszczyły go ustawiczne boje i liczne rany. Był to lord Rothsay, również jeden z najdzielniejszych rycerzy swego kraju; nie mógł on już walczyć przy boku swego księcia, lecz przyłączył się do starych kamratów, by móc przynajmniej powitać swego wodza i przysłużyć mu się dobrą radą, był to bowiem oficer równie wytrawny, jak waleczny.
— O! — zwrócił się lord Wudley do de Chemerant’a — zbliża się ów dzielny Rothsay, który już ma tyle ran na ciele, co włosów na głowie, a mimo to, na pierwszą wieść, że się szykuje powstanie pod wodzą naszego Jakóba, zlazł z barłogu.
— Spodziewam się, że djabli poczekają z zabraniem mnie, nim zdążę uścisnąć naszego księcia — rzekł, śmiejąc się, inwalida.
W tajże chwili huknęły bębny, ¡zagrzmiały trąby i przeraźliwe dźwięki piszczałek okrętowych — i cała załoga fregaty, w odświętnych mundurach wysypała się na pokład i zaczęła się ustawiać z oficerami na przedzie.
Do grupy szkotów zbliżył się kapitan fregaty i rzekł:
— Wielmożni lordowie, otrzymałem właśnie rozkazy