Dla uzupełnienia męskiego smaku tej amazonki, w tymże buduarze widniała uzdeczka arabska z czerwonego jedwabiu, ozdobiona złotemi kutasami, wisząca nad portretem pani Heloizy w ubiorze do konnęj jazdy. Wreszcie, jako ostatni rys tego życia hożego i à la Pompadour, dodać musimy, że złośliwi szeptali, jakoby bankierowa z jedną ze swych przyjaciółek, bywały incognito na balach w salonach, nie cieszących się świetną opinją, przebrane za wieśniaczki w towarzystwie dwuch tajemniczych osobistości, również przebranych za flisaków. Jeszcze słów kilka o artystycznych upodobaniach pani Heloizy: miała lotnia fortepian i wielkie aspiracje muzyczne. Nigdy nie mówiła: Robin de Rois[1], ale Freischütz, nazwiska zaś niemieckich kompozytorów, jak Weber, czy Beethoven, wymawiała właściwym, niemieckim akcentem, w powodzi szerokiej wiedzy w dziedzinie muzycznej. Wogóle była gorącą wielbicielką muzyki niemieckiej, (w literaturzezaś — zapaloną entuzjastką Voltaire‘a; cytowała też całe ustępy z La guerre des Dieux[2] Parnyego[3], lub z różnych utworów Gentil-Bernarda[4]. Znała się i na malarstwie, a nawet sama iluminowała litografję a robiła, żal się, Boże, jakie drzeworyty.
Tak więc pani Heloiza żyła, sobie wesoło, w rozmaitysposób uprzyjemniając sobie życie; dwie jej córki, pozostawione dozorowi miss Hubert, tylko w porze obiadowej widywały mamusię.
Przyjrzyjmy się domowi bankiera w tej właśnie porze. Obie uczennice miss Hubert weszły właśnie do buduaru