matki. Pani Dunoyer była niewątpliwie piękna, lecz była to piękność bardzo pospolita; wzrost miała niewielki, okropnem zaś ściskaniem gorsetu usiłowała niezbyt skutecznie maskawać znaczną otyłość. Choć dzień miał się już ku schyłkowi[1], pani Heloiza ubrała się do obiadu w strój poranny, pełen fantazji, w którym zawsze przyjmowała przyjaciół: strój ten składał się z bardzo wyciętego rozwartego na przedzie, o bardzo szerokich rękawach, ściśniętego wpół sznurem ze złotem! kutasami; z pod ząbkowanej i haftowanej bogato spódniczki wyglądały końce stóp obutych w safjanowe pantofelki, haftowane w greckim guście; wreszcie turban grecki, z wiśniowego aksamitu, spadający na ucho, nadawał pani bankierowej postawę odaliski, zawracającej głowę wszystkim swym wielbicielom.
Starsza córka, panna Teresa Dunoyer, stanowiła swą powierzchownością jaskrawe przeciwieństwo matki. Była to dziewczyna wysoka i wysmukła, cera jej, biała i różowa, jak alabaster, wyraźnie odcinała się od śniadej, wschodniej płci pani Heloizy; na tle czarnych, gęstych. splotów włosów, okrywających skronie, twarzyczka jej wydawała się jeszcze jaśniejszą. Zwracały uwagę na tej twarzy, o regularnych rysach, wielkie, czarne oczy, o myślącym i melancholijnym wyrazie. Nad lewą powieką miała wyraźnie zarysowującą się maleńką brodawkę, podobną do muszki z czarnego aksamitu.
Zbytecznem chyba będzie przypominać czytelnikowi, że tajemniczy portret na zamku Treff-Hartlog, ów portret, w którym zakochał się Ewin de Ker-Elliot, przedstawiał właśnie młodą kobietę o czarnych oczach pod białem czołem i, z czarną brodawką nad lewą brwią.
Jednem słowem, nie chcąc uprzedzać zgóry o tem, co miało nastąpić, musimy już na wstępie powiedzieć, że
- ↑ W Paryżu, w bogatszych damach, jada się obiad koło 7-ej wieczorem.