Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/109

Ta strona została przepisana.

ciach do ostateczności... swemi niesmacznemi aluzjami?
— A kto winien, kto zaczął?... Może to ja zaczęłam?
— Jakto, pani, czyżby mi nie było wolno wyrazić swego oburzenia na prowadzenie się pani niegdyś?... Jakto, czyż to, że zdobyłem się wtedy na taką szlachetność...
Pani Dunoyer wzruszyła ramionami.
— Tak... byłeś szlachetny!... A to paradne... czy to ma być dowcip, czy co?... Powiedz raczej, że dlatego trzymałeś gębę na kłódkę, że poślubiłeś mnie dla majątku, choć wiedziałeś o mojej przeszłości i wołałeś milczeć, niż, w razie rozwodu, wypłacić mi należność!
— Czy dla tego wszystkiego mam twoje postępowanie nazwać szlachetnem?...
— No, a twoja łaskawość szlachetna... zostawmy ją lepiej w spokoju... Ile to razy przez skąpstwo pogryzłeś swoje wędzidło, a ile też razy wymawiałeś mi swoją interesowną wspaniałomyślność, choćby i przed chwilą... Piękna mi wspaniałomyślność!
— Moja pani, przecież i ja mam krew w żyłach i nie mogę spokojnie patrzeć na dziecko, które wcale do mnie należeć nie powinno. Ja sam nie wiem, dlaczego tę dziewczynę dotąd toleruję... dlaczego dotąd nie przepędziłem jej z domu!
— Rób z nią, co ci się żywnie podoba, nic mnie to nie obchodzi — odparła pani Heloiza, wzruszając ramionami. — Alboż ja jej broniłam kiedykolwiek? Wiesz przecież doskonale, że całą miłość moją przelałam na Klementynę... a wstręt, jaki mam do tej niegodziwej istoty, najlepszym jest chyba dowodem, że żałuję starych grzechów. No, ale, pominąwszy to, co zaszło, czego ty właściwie ode mnie chcesz?
— Chcę, aby, kiedy sobie czasem przypomnę przeszłość i kiedy serce we mnie się burzy, żebyś mnie starała się udobruchać, a nie doprowadzała do ostatniej pasji.
— A czy myślisz, że sposób, w jaki pozwalasz sobie traktować mnie przy tej przeklętej Teresie, sprawia mi