Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/111

Ta strona została przepisana.

rozgniewała. Przecież byłam w świetnym. humorze, na wieść o tych odwiedzinach pana de Montal...
— O, wiedziałem, że sprowadzając go tu, zrobię ci prawdziwą przyjemność! — odrzekł pan Dunoyer z zupełnie już wypogodzonem czołem. — Otóż i spotkała mnie nagroda za tę radosną wiadomość!
— Ach, mój Achillesie, skoro wszystkiemu winna ta obrzydła Teresa, trzeba ją z całą surowością ukarać!
— Zgoda! Niech panina Teresa zje dziś obiad w swoim pokoju — zawołał pan Dunoyer. — Niech nikt nie powie, że taka smarkata rządzi się w naszym domu!
— Masz słuszność, Achillesie — zaaprobowała wyrok pani Heloiza — niech je w swoim pokoju, nic jej tak nie dotknie, jak ta kara!
— No, czegobyś chciała więcej? Przecież ma już siedemnaście lat i niepodobna ją stawiać w kącie, ani skazywać na chleb i wodę.
— A zatem wszystko mamy od tej arogantki znosić?
— No, dzięki Bogu, można przecież już ją wydać zamąż.
— Och, Boże, któż nas od tej poczwary uwolni?! Oby co rychlej!

Dodajmy jeszcze kilka szczegółów o tej zacnej rodzinie.
Złe skłonności wrodzone pana Achillesa, wychowanie rozwinęło znakomicie. Ojciec jego, początkowo kotlarz, następnie dostawca wojskowy, wreszcie bankier, trzy razy zbankrutował, zawsze z mniejszym lub większym zyskiem i zawsze zręcznie uchodził przed surowością prawa. Był to lichwiarz, nie cofający się przed żadną niegodziwością: lichwa, oszustwa nie budziły w nim najmniejszego wstrętu; w młodości maczał ręce nawet w fałszowaniu pieniędzy. Po długiem pławieniu się w zdzierstwach i szwindlach, wzbogacony łupami całej galerji ofiar, wzbogaciwszy się, zapragnął wreszcie i zaszczytów: stał się też członkiem rady municypalnej, merem, wkońcu nawet deputowanym.