Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/133

Ta strona została przepisana.

dy, dusza wrosła mi w ciało i dożyję najmniej lat maturalowych.
— Tylko niepzryjemności muszę się od ojca nasłuchiwać — jęknął markiz.
A skoro ojciec był nieco cierpiący, markiz jaknajczulej troszczył się o jego zdrowie i całe dnie przepędzał w smutku przy jego łóżku; gdy zaś stary magnat umarł, pobłogosławiwszy syna, ten ostatni, pochowawszy ojca z okazałością, wpadł w taką boleść, że aż wyjechał w długotrwałą podróż do Włoch.
Po paru latach wystawnego żywota, markiz, widząc że znaczną część majątku djabli wzięli, postanowił bogato się ożenić. Warto było wtedy posłuchać jego konceptów o kobietach niższego stanu, kóre powinny być w siódmem niebie, gdy taki wielki pan pozwoli im złożyć u swych stóp swe majątki, wzamian za to ofiarowując im swe wielkopańskie nazwisko i talent marnowania pieniędzy. Trzeba było słyszeć, jak pouczał, że pieniądze teścia będą nawozem na jego wyjałowione łany i że takowy nawóz nie ma nieprzyjemnego zapachu.
Chcąc poprawić swe interesy gruntowne, sądził, że postąpi, jak mistrz, zaślubiwszy, jaką bogatą amerykankę — pan de Beauregard zawsze miał wielką cześć dla zamorskich skarbów.
Hucznie pożegnawszy Paryż, wyprawił się aż do Hawany i tam spędził aż trzy miesiące, najnieznośniejszą porę roku w tym tropikalnym kraju, na nauce hiszpańskiego — wyuczywszy się znakomicie, począł smalić holewki do seniority Dolores, pięknej szesnastoletniej hawanki, córki obywatela Pablo, bajecznie bogatego pastucha dzikich świn; jak lud hawański nazywa tamtejszych magnatów.
Ażeby skłonić señora Pablo do wydania córki, pan de Beauvegard użył tylu wybiegów, intryg, podstępów, że całego tego arsenału wystarczyłoby na ubicie dwudziestu traktatów dyplomatycznych.