Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/141

Ta strona została przepisana.

go i z jego żoną — posyłam po sześciu murarzy i każę burzyć mur, odgradzający mój ogród od jego.
— Ależ, markizie, przecież on rzeczywiście miał o co się obrazić!
— Po trzech godzinach, z dwóch ogrodów zrobił się jeden duży.
— Ależ, zmiłuj się, kochany markizie! — zaśmiewał się hrabia.
— Mój sąsiad miał zwyczaj codziennej przechadzki po bulwarach — wracając, zastaje zamiast dwóch ogrodów jeden — oczywiście dziwi się, obraża, gniewa, wścieka, wreszcie przybiega do mnie z pretensjami, zresztą grzecznie.
— A to paradna historja!
— Ja mu powiadam, że go tak poważam, że nie chcę być od niego oddzielony i z tego powodu nawet mur, przedzielający nasze siedziby, kazałem zburzyć! Mój sąsiad, człowiek zresztą bardzo przyzwoity, sądził poprostu że oszalałem; posyła do komisarza, spisują protokuł — ja zaczynam, już poważnie, dowodzić moich praw, chcąc być uległym prawu nakazuję nawet przerwanie burzenia resztek muru. Oczywiście, proces, który wreszcie wygrałem, sąd, sędzia, znajomości w tych sferach... a także i pani sędzina, żona pana Józefa Renardeun.
— Jakże się przedstawiała ta twoja pani Renardeun, markizie?
— Czarująca, równie czarująca, jak ta twoja Helvira i, podobnie, jak ta lichwiarka, wszystkim zawracała głowy. Krótko mówiąc, pod pretekstem procesu, który mnie kosztował około dwunastu tysięcy franków, stałem się stałym gościem państwa Renardeun, a reszta już sama z siebie wynikła.
— Ależ podobna kompromitcja... jakże to wyglądało, markizie?
— Otóż o to właśnie chodzi. Zawsze miałem w Operze dwie loże; jedną z nich ofiarowałem sługom Temidy