da, dziada owego mego kuzyna z Bretanji, o którym musiałam ci opowiadać — tego Juana, pamiętasz?
— Ach, a jakże — barona de Ker... Ker... Ker-Eren... doprawdy, tylko Juan bretoński może mieć podobne nazwisko.
— Barona Ewina de Ker-ólliot, który mieszka sobie w starem zamczysku, jak prawdziwy fendał starej daty.
— Ach, tak, tak — de Ker-Elliot... No, a zatem ten jego dziadek?...
— Umarł z przyczyny tej pięknej kobiety, którą widzisz na portrecie.
— Ale jakiż związek może mieć ta chmurna arystokratka z panną Dunoyer?
— Ja sam pojąć nie mogę, lecz panna Teresa Dunoyer bardzo jest doń podobna.
— Ależ, mój drogi, to chyba złudzenie — słyszałem o jej młodszej siostrze, prawda, że zgoła jeszcze małej... To jakieś urojenie!
— Ależ słowo ci daję! Tak podobna, że nawet ma taką samą brodawkę nad lewą brwią.
Markiz zamyślił się, wpatrując się w piękne rysy złego ducha bretońskiego rodu. Po chwili, począł znowu mówić:
— Ha, to zaczyna być bardzo romantyczne... Ale to doprawdy równie dziwne... przypominam sobie niejedno, że i ja widziałem kogoś podobnego do tego portretu... ale kiedy, gdzie?... Żebyś mnie zabił, nie zdołam powiedzieć... Ale porzućmy to doszukiwanie się podobieństw... Krótko mówiąc, Dunoyer ma śliczną córkę, podobną do twojej prababki — i zamierzasz ją wykraść...
Hrabia jakby spoważniał.
— Nie wiem — zaczął — dlaczego — panna Teresa — bo tak ma na imię — nie chciała zejść na obiad, kiedy przyszedłem, chociaż pan Dunoyer posłał po nią, dzięki jej siostrze, najnieznośniejszemu dzieciakowi pod słońcem, dowiedziałem się, że była na pokucie, co się jej czę-
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/145
Ta strona została przepisana.