— Parsknęła śmiechem, ja zaś, po kilku jeszcze wyrazach, nic już nie znaczących, wyszedłem, głęboko zadowolony z tej odznaki lekceważenia panny Dunvoyer. Jedno z dwojga: albo sądziła, że mnie skonfundowała, co zawsze sprawia kobiecie przyjemność, albo też żałowała swego wyrażenia, co zapewne uczyniło mnie bardziej interesującym dla niej.
— Niech i tak będzie; do tej chwili jednak nic w tej całej historji nie widzę nadzwyczajnego, chyba zręczność, z jaką prowadziłeś całą tę grę — istotnie niepospolitą — no, ale nic pozatem.
— Cierpliwości, markizie kochany, posłuchaj dalej... Uderzyły mnie wyrazy tej podstarzałej Helviry przed obiadem do lokaja: powiedz mojej córce, żeby zeszła. A zatem Teresa nie mieszka razem z rodzicami! Dzięki temu nieznośnemu dzieciakowi, jej siostrze, dowiedziałem się, że obydwie siostry, razem ze swoją mentorką, chudą angielską śmiercią, miss Hubert, zajmują trzecie piętro. Jest to dom ogromny, sądziłem więc, że zawsze w nim są jakieś mieszkania do wynajęcia i, rzeczywiście, wychodząc, dostrzegłem we drzwiach wchodowych kartkę, że są dwa wolne pokoje na czwartem piętrze na tych samych schodach — o piętro wyżej.
— Ależ to się składa świetnie!
— Nazajutrz już mój tapicer wynajął i umeblował to mieszkanko rzekomo dla niejakiego pana Bernard, mieszkającego na prowincji i często bawiącego w Paryżu za interesami. Trzy tygodnie dopiero mijają od mej pierwszej rozmowy z Teresą, o której ci opowiedziałem, a już teraz przeczytajmy list, który bankierówna wręczyła mi ukradkiem wczoraj, gdy znowu bawiłem u jej czarującej mamy.
— Ach, pokaż, pokaż.
Pan de Montal podał list markizowi, który odczytał go głośno:
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/149
Ta strona została przepisana.