— Szczerzę tego żałuję — rzekł pan de Montal, poczem, zwróciwszy się ido markiza, mówił, przedstawiając mu swego kuzyna:
— Ewin baron de Ker-Elliot, z Treff-Hartlog, bliski mój krewny.
Pan de Beuregard podniósł się: z szacunkiem skłonił się nowemu gościowi.
Pan de Montal zakończył prezentację, zwracając się z kolei do Ewina:
— Pan kapitan spahisów des Roches, mój stary przyjaciel.
Kapitan również się skłonił.
Wszyscy usiedli z powrotem; nastąpiła chwila milczenia, którą pierwszy przerwał markiz, zwracając się ku Ewinowi i mówiąc doń z wytworną, szczerą serdecznością i szlachetnością, prawdziwie wielkopańską, sobie tylko właściwą:
— Wybacz mi pan, ale zrobię panu pewną propozycję, może niegrzeczną, ale szczerą, którą mi, jako prawy Bretończyk, wybaczysz chyba. Twój kuzyn, kapitan des Roches i kilka moich przyjaciół mają spędzić wieczór u mnie, czy nie byłbyś łaskaw nam towarzyszyć? Możesz tam zawrzeć sporo znajomości wśród owej złotej młodzieży, której mam honor być wodzem.
Ewin zanadto dobrze był wychowany, aby miał odrzucić zaproszenie, mimo, że nie zbyt szło mu w smak, więc odpowiedział:
— Ależ, z miłą chęcią: przytem, pozwolę sobie złożyć podziękowanie, zarówno panu, jak memu krewnemu za ten zaszczyt, który mi pan czynisz.
— I słusznie pan mówisz,, bo dzięki niemu mamy honor znać pana i dzięki niemu mogliśmy zgóry znać przymioty pana.
— A tyś potwierdził me zdanie, mój kuzynie — dodał pan de Montal.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/159
Ta strona została przepisana.