nowiła świat wielki, a panny Róża, Herminja i kilka innych — półświat.
— A kto jeszcze będzie, markizie? — zapytał pan de Montal.
— Będziemy nadto mieli najzłośliwszą, najbezczelniejszą, prawdziwą siostrę djabła — Serpentine.
— Imię, które dużo mówi[1] — uśmiechnął się Elwin.
— To tylko jej przydomek — wyjaśnił pan de Montal — w istocie nazywa się Adelina Clermont, ale, jak słusznie określił markiz, jest to piekielna istota, prawdziwy — szatan, dla którego nie masz nic świętego — ni Boga, ni pana.
— A przy tych djabelskich przymiotach piękna, jak anioł — dodał kapitan.
— Ach, zapomniałem jeszcze o Klarysie Harlowe i o greckiej piękności! — przypomniał sobie markiz z pośpiechem.
— No, jeżeli przezwisko Serpentine’y dużo da je do myślenia, to miano Klaryssy Harlowe nasuwa pewne romantyczne wspomnienia[2] — uśmiechnął się Ewin.
Obecni spojrzeli po sobie z ukrywanem zdziwieniem; jednak ten szlagon, szuan nie był tek nieoświecony, jak się tego spodziewali.
— Ach bądź pan spokojny — roześmiał się markiz — to romantyczne miano otrzymała dla żartu, dlatego właśnie, że stanowi prawdziwe przeciwieństwo swego wielkiego, tragicznego pierwowzoru. Klaryssa Duval jest to sobie głupiutka, wesoła aktoreczka, zgoła nie troszcząca się o jutro i nigdy nie łamiąca sobie głowy nad tem, kogo sobie będzie musiała złapać za tydzień... chociaż kończy już drugi miljon lorda Fitz Herald. Co do owej greckiej piękności, jest to istotnie klasyczna piękność, bez której