Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/17

Ta strona została przepisana.

dzikiem i samotnem. Granitowe mury zdawały się stanowić jedną całość ze skałami — kolor miały czarny, mech je okrywał były już mocno poodrapywane. Główna część zamku — siedziba samego barona,,’wizinosiiła się pośrodku dziedzińca, iwysadzonego jodłami, i modrzewiami, niegdyś symetrycznie podcinanemi, oddawna jednak pozostawionemi samym sobie. Nad lewem skrzydłem zamku wznosiła się wysoka wieża, prawie całkowicie okryta splotami odwiecznego bluszczu; prawe skrzydło oddawna było ruiną.
Z tej strony, gmach wznosił się prostopadle nad morzem. Na trzy stopy poniżej wewnętrznego dziedzińca rozciągał się rodzaj tarasu, z którego widać było morze, skały i wąski kanał, oddzielający cyple zatoki Topielców od wyspy Sein; dalej rozciągał się już niezmierzony Atlantyk.
Posiadłości, należące do panów Treff-Hartlogu, rozrzucone były tu, i owdzie po dolinie, wpośród zielonych dębów, świeżą swą zielonością przerywających dziką monotonję niezmierzonych płaszczyzn — rodzaju stepu, jaki pokrywa całe wnętrze Bretanji poza skałami wybrzeża.
Obecny pan zamczyska; baron Ewin de Ker-Elliot, opuścił rano Treff-Hartlog i wybrał się na, wycieczkę na morze z Mor-Naderem, starym sternikiem z wyspy Sejn. Wiemy już o katastrofie, jaka zakończyła tę wycieczkę, na zamku jednak nie wiedziano jeszcze o niczem.
Było to właśnie w środku listopada 1838 roku; dzień był pochmurny, posępny. Zaczynało się już ściemniać kiedy dobry ogień, podsycany żywicznemu polanami dębowemi, płonął z trzaskiem na kominie ogromnej kuchni zamkowej.
Scena, którą teraz zamierzamy opisać, stanowiłaby wspaniały istotnie temat dla jakiegoś flamandzkiego malarza.
Ogromną izbę zamkowej kuchni, bieloną wapnem, oświecało jedno potężnych rozmiarów gotyckie okno, wysokie, a wąskie, z małych, zielonawych szybek, oprawnych