Ta strona została przepisana.
— Jaśnie wielmożny panie markizie, kolacja już na stole!
Rozpoczęła się uczta.
Przez cały ciąg sceny następnej, ożyli podczas kolacji, markiz, mimo pozornej wesołości, ulegał jakiemuś gorączkowemu wzruszeniu; oczy jego miotały straszliwe iskry, a dowcip jego nabierał niekiedy sarkazmu i goryczy.
Jeżeli mamy powiedzieć prawdę, głośny śmiech pana de Beauregard był raczej konwulsyjny, niż wesoły i jakby ukrywał bolesne myśli; radość zaś markiza sprawiała jakieś przygnębiające wrażanie.
Całą tę scenę podajemy w formie djalogu.