w ołów. Mury izby, jak i całego zamczyska, były tak potwornej grubości, że we wnęce okna można było swobodnie postawić stół i stary fotel, wybity skórą, z olbrzymiemi poręczami.
Siedząc w tem krześle, stara Anna-Joanna, mamka pana zamku, przędła kądziel, paląc gipsową, wielką fajkę — zwyczaj, powszechny wśród starszych wiekiem niewiast Armoryki.
Ponieważ mrok już zapadał, połowa postaci Anny-Joanny zasunęła się już w cień i tylko połowę można było dostrzec na tle nawpół przezroczystego okna. Na głowie Anny-Joanny wznosił się wysoki czepek biały, mocno związany na pomarszczonem czole; gorset miała z niebieskiego sukna ze srebrnemi guzikami; spódnicę z grubej wełnianej, czerwonego koloru materji — całego tego stroju dziesiątki lat nie zmieniały.
Ciemność coraz głębiej zalegała kuchnię, walcząc ze światłem ogniska, które, drżąc, rzucało różowy blask na dębowy stół i szafę, napełnioną naczyniami fajansowemi i cynowemi, utrzymanemi we wzorowej czystości. Kilka płaskorzeźb, ordynarnej roboty, poprzybijanych gwoździami do murów, przedstawiało świętych patronów Bretanji, o dziwacznie dla francuza brzmiących imionach — świętego Gnehenoc‘a, świętego Hennoc‘a i świętego Goulvain‘a; największa zaś ze wszystkich płaskorzeźba, wymalowana z prostacką starannością, przedstawiała kapliczkę Falgout, słynną ze swego pustelnika — św. Sulënna — błogosławione to dziecię widniało na tej płaskorzeźbie w okazałej aureoli, pod spodem zaś obrazu można było odczytać słowa wielkiego maga średniowiecznego katolicyzmu — mądrego i świętobliwego Alberta Wielkiego[1]:
- ↑ Albert Wielki (1. 12), teolog, filozof, przyrodnik i alchemik, nauczyciel św. Tomasza z Akwinu, erudyta istotnie niepospolity, uważany przez całe wieki za świętego — czarnoksiężnika.