Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/19

Ta strona została przepisana.

„Kredy Salënn wychodził żebrać po Lesnewen i okolicy, dwoma tylko słowami naprzykrzał się ludziom, bo stając w drzwi chaty, czy zamku, powiadał tylko: ave Maria — potem brał, co mu dano, powracał do pustelni i tam, u źródła, spożywał wśród modłów razowy chleb z wodą.
„W czasie największych mrozów, a mrozy w onej krainie srogie są, mały Salënn w nędznej swej, połatanej szacie, wdrapywał się dla rozgrzewki na drzewa, czepiał się gałęzi i, huśtając się, śpiewał: o Maryja, ma dziewico! — Kiedy zmarł w Bogu, znaleziono przy jego świętych zwłokach, liliję, o cudownym zapachu, na której złotem! literami było wypisane: O, Marjo!...
Reszta napisu była zatarta“.
Nie mogliśmy powstrzymać się od przytoczenia tu tego urywka jednej z najpopularniejszych z pośród niezlicznych, czasami pięknych, czasami dziwacznych legend starożytnej Armoryki — przytoczyliśmy go choćby dlatego, by zaznaczyć, że Anna-Joanna żywiła szczególne nabożeństwo właśnie dla tego świętego, w czasie zaś dzieciństwa Ewina de Ker-Elliot, uczyniła świętemu Salënnowi ślub.
Wiatr świszczał, wstrząsając oknem kuchni starego zamczyska, wielkie krople deszczu, pomięszane z gradem, biły po wątłych szybach, zdaleka zaś dochodził huk oceanu.
Anna-Joanna kilkakrotnie spojrzała z niepokojem w okno, aż wreszcie podniosła się cała i rzekła w bretońskiem, celtyckiem narzeczu, do osoby, całkowicie ukrytej w cieniu:
— Les-en-Goch, Les-en-Goch — co za czas dla naszego mabmeibrina!
— Deszcz i wicher!... Hm... Gorsze jeszcze przenosił nasz pen-kanger w lesie Menez-Chom — odpowiedział mąż Anny-Joanny — on to był bowiem — nie poruszając się ze swego miejsca.
Las-en-Goch był świetnym typem starego bretońskiego plemienia, dotąd jeszcze tak różniącego się od francu-