markiz; książę Castelli, jako cudzoziemiec, zajmuje miejsce po prawej stronie gospodarza; po lewej zasiadł przedstawiciel półdzikiej Bretanji — baron de Ker-Elliot; naprzeciwko rozpiera się panna Serpentina.
Z wyjątkiem tych trzech miejsc honorowych, wyznaczonych przez markiza, zgodnie z etykietą, reszta biesiadników rozsiadła się, jak im się podobało: kapitan des Roches po prawej ręce Serpentiny, major Brown po lewej; Klaryssa Harlowe siedzi pomiędzy wicehrabią de Beaudricourt, a hrabią de Saint-Luce; Róża po prawej ręce Ewina de Ker-Elliot; siostra jej, po lewej księcia Castelli. Piękna Kora zasiada pomiędzy dwoma pustemi krzesłami; wszyscy oglądają się na pana Labyrynthe i amerykanina Alonzo Flores.
Stojąc we drzwiach, obydwaj ceremonjują się, kto ma usiąść pierwszy; wreszcie, na znak markiza, Kora podnosi się i jedną ręką ujmując z powagą za rękę pana Flores, a drugą — rękę pana de Labyrynthe, prowadzi ich do stołu i prosi, aby usiedli obok niej.
Pan Flores nie wie, co robić z kapeluszem, który stale obraca w rękach; wreszcie, siadając, bierze go między kolana — panna Kora usiłuje uwolnić go od tego ciężaru — „irokez“ broni się rozpaczliwie, lecz wreszcie ulega.
Pan Labyrynthe siada obok panny Hermimji, już bez incydentów.
Podczas spożywania zupy, które wymaga milczenia, pan Labyrynthe dostrzega, że markiz często nań spogląda; piękny deputowany miesza się, rumieni, żałuje, że tu przybył i, sam sobie nie zdając sprawy, dlaczego, przypomina sobie śmierć pułkownika Koellera.
Ewin bacznie przygląda się wszystkiemu z sercem, ściśniętem jakiemś niejasnem przeczuciem — czuję, że coś się ukrywa pod zmysłowo-beztroskim nastrojem uczty. W pewnej chwili kolano jego zetknęło się przypadkowo z nogą markiza — poczuł, że sąsiad jego drży na całem ciele, mimo pozorów wesołości i dowcipu.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/192
Ta strona została przepisana.