MONTAL: No, co do polityka, to dwóch zdań być nie może. Wszak jest prawą ręką parna Roupi Gobillon‘a.
KLARYSSA HARLOWE: Ach, co to za wielki człowiek... nadyma się jak wielkie żabsko!...
MONTAL (śmiejąc się): Szlachetną ma fizjonomję... zgoła przypomina owych niewinnie oskarżonych hultajów, których bronił, jako jeszcze adwokat!...
MARKIZ: Skądże, czcigodna Klarysso, znasz tego znakomitego męża?
KLARYSSA: Skąd właśnie. Kiedyś prosił D‘Orville‘a’, aby mu wyprawić obiad ściśle według wzoru uczt z czasów Regencji. Pysznie było, tylko biedaczek ciągle pytał: czyś aby pewny, że moja żona nic nie wie?... Och, gdyby moja żona się przypadkiem dowiedziała! (Ogólny śmiech).
MAJOR: Niezły musi być, z niej aniołek...
MARKIZ: Wyobrażam sobie...
MONTAL (śmiejąc się): Alboż nie wiecie, że, oczywiście na długo jeszcze przed swem wyniesieniem się, wyszukał sobie małżonki z rozdziału Kucharza Doskonałego[1].
KSIĄŻĘ CASTELLI: Jakto... czy taka apetyczna?
MARKIZ (śmiejąc się): No, nie specjalnie... ale zato była kucharką. Teraz niewiadomo, kto ma garnki czyścić.
RÓŻA: Pewno pan małżonek... Wielki mi mąż stanu... mąż jakiegoś garkotłuka! (Ogólny śmiech).
MARKIZ (do Ewina wskazując na Różę): A co, baronie, czy nie dowcipna?
EWIN: Przynajmniej rzeczywiście miła.
MARKIZ: No, niema znowu co tak się śmiać, to znak z nieba dany: Roupi-Gobillon ożenił się z kucharką — Francja nie będzie miała co jeść!
- ↑ Znana książka kucharska.