nerała Mantfort!... (z ironją): Ale ja wiem o względach, należących się takim znakomitościom, nie będę więc mówiła o twojej kuzynce, ani o córce generała de Montfort, a jedynie o kochance Sainvall‘a i mojej rywalce.
BEAUDRICOURT: No, to gadaj sobie. (Na stronie). Co za złośliwa jaszczurka, Ksantypa!
SAINT LUCE: Jakto, o twojej rywalce? No to czemże ja jestem?
SERPENTINE: Rywalem swego rywala.
BEAUDRICOURT: Przyznać trzeba, że bardzo jesteśmy grzeczni, pozwalając tak obgadywać damy z wyższego towarzystwa.
SERPENTINE: Obgadywać, to mi się podoba!... A któż nam wszystkie te wiadomości znosi, jak nie ty sam, wicehrabio? Skądżebyśmy, naprzykład, wiedziały, na którą godzinę baronowa de Clairville wyznaczyła ci randkę, gdybyś mi o tem nie powiedział?
BEAUDRICOURT (z irytacją): Ależ zażartowałem sobie z ciebie... a tyś zaraz zrobiła z tego historję!
SERPENTINE: No, no, czy nie pożyczyłeś mi jej nowego Czepka na model (wielki śmiech). Sądziłeś, że jesteśmy takie głupie i że się nie połapiemy?... Tak samo i Dumoruel, żeby się zemścić nad swoją kochanką, przyniósł mi jej listy... Skarżył mi się, że, jak tylko zrujnował się dla niej na amen, natychmiast puściła go w trąbę dla pięknego D‘Orville‘a.
MARKIZ: Ale na cóż ci dał te listy?
SERPENTINE: Żebym je wylitografowała i rozkolportowała pomiędzy memi przyjaciółkami... No, ale ja nie chciałam... biedna parni Senanges... to byłoby bardzo nie po koleżeńsku z mojej stromy...
SAINT LUCE: Ale co za niedorzeczność! Pani wicehrabina de Senanges nie zrujnowała nikogo... przecież ma pięćdziesiąt siedem tysięcy rocznego dochodu, nie licząc majątku męża... To tylko bezwstydne plotki tego Dumonala!
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/198
Ta strona została przepisana.