zów, silnego i nieugiętego, jak skały Artmoryki — plemienia! pełnego poświęcenia, męstwa, przesadnej pobożności, łączącej się z cudackiemu przesądami, pełnego ducha wierności, i ducha buntu, plemienia milczącego, a zarazem niezaprzeczenie pojętnego.
Siedząc przy samym kominie, Les-en-Goch palił fajkę w poważnej zadumie. Blask ogniska padał na jego twarz ogorzałą od słońca i posiekaną przez wichry i słoty Atlantyku.
Był to mężczyzna już przeszło pięćdziesięcioletni, lecz ta żywotna rasa nie wcześnie się starzeje i dotąd zachował średnią tuszę, siłę i zwinność — jedynie jego długie, czarne włosy zaczynały już siwieć. Niskie czoło, dolina szczęka silnie wystająca, oczy zapadłe, czarne i przenikliwe, nos, nieco zgarbiony, cała powierzchowność stateczna i budząca respekt, wskazywały na charakter twardy i rozważny. Założywszy nogę na nogę, zgarbił się, oparł rękę na kolanie, podbródek na dłoni drugiej ręki i powoli pykał z wielkiej fajki. Postać jego, w długim kaftanie i szerokich.spodniach, malownicza rysowała się na tle ogniska.
Wielki kundel ze śpiczastemi uszami, powalanie usiadłszy na tylnich łapach obok swego pana, delektował się ciepłem komina, niekiedy zaś, z ukontentowania, powoli i majestatycznie zamiatał podłogę długim, kudłatym ogonem.
Aby nic nie pominąć w kontrefekcie męża Anny-Joanny dodamy jeszcze, że na szyi nosił sporo relilkwij, zawieszonych na rzemyku. Twarz miał prawie bez zarostu, policzek i czoło przecinała mu głęboka blizna. Nosił zwykle niski kapelusz z ogromnemi skrzydłami, pas z czerwonej wełny i ogromne drewniane soboty — obuwie, wspólne chłopom całej Francji.
— Co za deszcz, co za deszcz! — odezwała się znowu Anna piastunka — jak nasz pan mógł wyjechać na morze w taką zawieruchę?... Ach, Les-en-Goch — nie wiem sama, ale Ewin od niejakiego czasu zgoła jakby do siebie
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/20
Ta strona została przepisana.