Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/206

Ta strona została przepisana.

pitana des Roches i, jeżeli zrobiłem a jego rad niewłaściwy użytek...
KLARYSSA: Co to znaczy? Więc nie była tego warta?
DES ROCHES (do Labyrynthe’a, sucho): Dziękuję panu, nie prosiłem o te pochwały... (do markiza): Jeszcze raz proszę cię, markizie, zaprzestań tych dzikich żartów.
MARKIZ: Ależ poprostu jesteś śmieszny z tą swoją irytacją! Żołądkujesz się, że pan Labyrynthe podciął ci wawrzyn, który chciałeś dodać do swych wawrzynów afrykańskich.
DES ROCHES (z gniewem): Markizie, to już zawiele!
MARKIZ (śmiejąc się): Doprawdy jesteś zły, mój drogi?... A, to mnie bardzo pociesza!...

(Des Roches pochyla głowę, nic nie odpowiadając. Wszyscy zaniepokojeni).

DES ROCHES (do siebie): Skrzywdziłem go... teraz muszę wszystko znosić...
MARKIZ: Posłuchajcie, jak niewierna dama serca wyraża się o naszym beduinie (czyta list): Będę szczera, mój Fortunacie... Wiecie, panowie, że panu Labyrynthe na imię... właśnie Fortunat?
SERPENTINE: To ci imię!
MARKIZ (czyta dalej): „Tak, mój Fortunacie, kochałam, albo raczej sądziłam, że kocham pana des Roches“
DES ROCHES (do siebie): Tak, niema już żadnej’wątpliwości... Dolores mnie zdradzała! Ach, co za męka tak być publicznie ośmieszonym!... Ale co za zimną krew ma ten de Beauregard... czyżby wszystko w żart chciał obrócić?... (głośno i usiłując się uśmiechnąć): Masz słuszność, zmuszony jestem do kapitulacji... Przyznaję, moi państwo, że mój pojętny uczeń pokonał mnie na głowę — pozostaje mi tylko cieszyć się, że tak z mych rad skorzystał.
MARKIZ: Brawo, des Roches, mądrze mówisz — to w moim stylu! Czytam zatem dalej:
„Sądziłam, że kocham pana des Roches, lecz myliłam