mi papierami, ma kopercie zaś napisał: Ostatnia moja wola — doręczyć markizie de Beauregard.
Wydawszy jeszcze pewne rozporządzenia, markiz położył się i zasnął, jak Cezar przed bitwą. O szóstej obudzili go sekundanci — o ósmej nastąpił pojedynek.
Niepojętym trafem, słynny z celności strzałów pułkownik, tym razem chybił — kula musnęła zaledwie pukiel włosów markiza.
I magle pan de Beauregard, choć przecież doprowadził do tego pojedynku, aby w nim śmierć znaleźć, i czekał na nią spokojnie, teraz, gdy niebezpieczeństwo minęło, odczuł całą wartość życia.
Czy był to instynkt samozachowawczy, czy zimna rozwaga człowieka, mającego doświadczenie i w pojedynkach — niepodobna odgadnąć — dość, że markiz nie miał ochoty strzelać w powietrze i narażać powtórnie swe życie. Począł celować...
Gdy już miał pociągnąć za cyngiel, uczuł niejakie skrupuły, odrazu jednak przypomniał sobie, ilu nieszczęść przyczyną był ten obrzydły człowiek, ilu ludzi nagubił; więc strzelił celnie.
Jak pragnienie śmierci ustąpiło przywiązaniu do życia, tak samo pobłażliwość wobec zdradzieckiej żony zmieniła się w surowość. Boleść jego była gorzka, cynizm zaś, ma chwilę uśpiony, odzyskał swą władzę, tem silniejszą, dla ukarania bezwstydnej wiarołomczyni.
Nowa myśl wzmocniła zajadłość markiza: przypomniał sobie starą prawdę, że przecież mężowie spostrzegają swe rogi ostatni; skoro już i on wie o sprawkach swej żony, cały świat już musi się naigrawać z rogatego macki za...
Na tę myśl zdradzony mąż zadrżał... Przed oczyma stawały mu okropne widziadła... wreszcie jednak rozwaga je opanowała. Wtedy to uplanował ową scenę w Pierre Cancale — dziwaczny ten pomysł miał go uchronić od ośmieszenia, na wypadek, gdyby o postępowaniu markizy już kto wiedział.
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/223
Ta strona została przepisana.